Zanurkowałem do szafy w korytarzu. Serce waliło mi tak głośno, że byłem pewien, że je usłyszy.
Drzwi otworzyły się z kliknięciem. Kroki. Schody.

Po tym, co wydawało się godzinami, wślizgnęłam się z powrotem do łóżka. On już tam był, oddychał równo, udając, że nie przekroczył właśnie granicy, której nie da się odwrócić.
„Dave?” – wyszeptałam.
„Mmm?” Przewrócił się w moją stronę, z oczami ciężkimi od udawanego snu. „Wszystko w porządku?”
„Wstałem, żeby skorzystać z łazienki. Gdzie byłeś?”
„Co masz na myśli? Byłem tutaj”. Wyciągnął do mnie rękę – jego dłoń była wciąż ciepła od jej uścisku. „Chodź tutaj”.
Pozwoliłam mu przyciągnąć mnie bliżej, chociaż przeszły mnie ciarki.
„Kocham cię” – wyszeptał.
„Ja też cię kocham” – wyszeptałam, czując smak popiołu.
W piątek zadzwoniłam, że jestem chora. Nie mogłam się skupić na pracy, podczas gdy moje małżeństwo rozpadało się co wieczór w pięciominutowych odstępach.
Usiadłam przy kuchennym stole, założyłam nowy adres e-mail, szukałam prawników rozwodowych. Czułam się dziwnie – jak kupowanie sprzętu AGD i jednoczesne rozmontowywanie swojego życia.
Tego wieczoru Dave przyniósł do domu czerwone róże.
„Jaka to okazja?” zapytałem, układając je.
„Czy mężczyzna nie może zaskoczyć żony?” Pocałował mnie w policzek. Zastanawiałem się, czy Betty też lubi róże.
Tej nocy byłem gotowy.
Telefon naładowany. Aplikacja aparatu otwarta. Ustawiony przy oknie jak detektyw.
- O 3:07 wymknął się.
- O 3:12 przeszedł przez ulicę.
- O 3:15 Betty otworzyła drzwi mając na sobie czerwoną kartkę.
Wszystko to nagrałem.
Siedem nocy. Siedem filmów. Każdy oznaczony datą. Każdy gwóźdź do trumny naszego małżeństwa.
Ósmej nocy nie zawracałem sobie głowy nastawianiem budzika. Zamiast tego pojechałem do centrum i zostawiłem pendrive’a w kancelarii Chen & Associates Family Law – wraz z czekiem na zaliczkę i notatką: „Potrzebuję wszystkiego. Umówmy się wkrótce na spotkanie!”.
Kiedy Dave wrócił do domu po nocnym spotkaniu, zastał mnie w kuchni.
„Nie śpisz długo” – powiedział, unikając mojego wzroku.
„Nie mogłem spać”. Przerzuciłem stronę w magazynie, którego akurat nie czytałem. „Jak tam śmieci?”
„Co?”
„Śmieci. Wynosiłeś je każdej nocy w tym tygodniu.”
Jego twarz zbladła. „Och. Tak. Było w porządku.”
„Dobrze”. Wstałem. „Teraz spróbuję zasnąć”.
„Lucy… wszystko w porządku?”
Odwróciłam się i spojrzałam na niego – na mojego męża, ojca moich dzieci, obcego człowieka, który uważał mnie za idiotkę.
„Wszystko jest idealne, Dave. Absolutnie idealne.”

Trzy tygodnie później, przy porannej kawie, wręczyłam mu papiery rozwodowe.
Przeczytał je dwa razy, szeroko otwierając oczy.
„Lucy, co to jest?”
„Twoja wolność”. Upiłem łyk kawy. „Czyż nie tego chciałeś?”
“Nie rozumiem.”
„Jasne, że tak”. Otworzyłem telefon i odtworzyłem wideo z trzeciej nocy.
Jego twarz odpłynęła. Grałem czwartej nocy. Piątej nocy.
„Jak długo?” wyszeptał.
„Jak długo co?” zapytałem. „Jak długo kłamiesz? Skradasz się? Jak długo wiem? Wybierz jedno. Mam czas.”
Wyciągnął do mnie rękę. Cofnęłam się.
Ciąg dalszy na następnej stronie: